Wracając - kiedyś pojadę na wieś do babci i zwróci tam na mnie uwagę najprzystojniejszy chłopak i później, gdy wrócę do swojego miasta, będę o nim nieustannie myśleć...
*zacięta płyta*
Do momentu, w którym okaże się, że widywaliśmy się w lato, ale kiedy nie dałam rady przyjechać, on znalazł dziewczynę i planuje z nią ślub.... później będę niezwykle smutna do czasu, w którym przyjaciółki wezmą mnie na imprezę, abym zapomniała, tam wypije za dużo i prześpię się z randomowym chłopakiem.
Nie będę mogła sobie tego wybaczyć, bo kilka dni później farmer napisze, że to jednak mnie kocha lub, że gdy pójdę do szkoły średniej, to przez pierwszy rok będę smutną szarą myszką, która podkochuje się w najprzystojniejszym chłopaku w szkole, a on nie ma pojęcia, o jej istnieniu. Do czasu, w którym przez wakacje wydorośleje i nabiorę pewności siebie, będę szła korytarzem i przewrócę się z książkami i on je pozbiera razem ze mną, nasze ręce się dotkną, spojrzenia spotkają, a później będzie tylko wymienienie numerów i randka. Wielkie szykowanie, stres i niedowierzanie. Będziemy razem, odkryję życie tej znienawidzonej w środku, a na zewnątrz uwielbianej popularnej dziewczyny.
Zgadnijcie co!
Dokładnie nic, a nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Nawet nie biorąc pod uwagę tych filmowych historii zastanawiam się, czy to kwestia tego, że faceci XXI wieku tak bardzo boją się tych dziewczyn, które nie spełniają bieżących standardów? Może w ten sposób liczą na plan działania niewymagający nawet prasowania koszuli, bo nic poza drogą bluzą i butami nie będzie potrzebne? Bo teraz możemy wyróżnić dwa typy: skrajnych dupków, z których debilność wychodzi wcześniej lub później i tych, którzy ograniczają się do machania na fb i maczowania każdej ładnej buzi... lub raczej dupy na Tinderze. A powierzchowne ocenianie to jakiś chleb powszedni. Najgorsze w tym jest, że to tak piękne i proste, a tak bardzo nierealne. Nie mam pojęcia skąd reżyserzy biorą pomysły na filmy o miłości. Chyba są one równie wymyślone, jak te, o wróżkach..
Dużo rzeczy w życiu mi wyszło. W sumie, to na razie wszystko względnie jest dobrze, ale bardzo dobija mnie fakt braku miłości, która robi z nas idiotów i zabiera całe nasze skupienie. Dziwnie to zabrzmi, ale nie marze o niczym innym jak o tym, by przez cały boży dzień myśleć o jednej osobie. Tak, wiem, odrobinę żałosne, ale jakie człowiecze! Niestety, przez to dochodzi u mnie do złudnych nadziei i za dużej ufności. Często gdzieś wyjeżdżam i później spotykam tego przysłowiowego najprzystojniejszego farmea; robię sobie złudne wyobrażenia, a później farmer okazuje się jakimś wędkarzem... żeby chociaż wędkarzem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz