piątek, 21 grudnia 2018

‘’Cokolwiek zrobiłaś wcześniej jest częścią i tego kim jesteś teraz i ja jestem za to wdzięczny,,.

Boję się wielu, oj wielu, rzeczy.
Codziennie odczuwam strach przed różnymi sytuacjami, ludźmi, przebiegiem dnia, tego co dziś się wydarzy, czy uda mi się przeżyć dzień z jak najmniejszym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym.
Chyba nic w tym dziwnego, bo jest to taki dość wrodzony strach, który równie jak szybko się pojawia, tak znika. Ale co z tym czego boje się od kiedy w miarę zaczęłam myśleć?
Przyszłość
      Można to nazwać rozchodzącymi się drogami? Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale nawet nie mamy pojęcia jak duży wpływ ma na nas dzieciństwo i to, co podczas niego przezywaliśmy. 
Ostatnimi czasy w moim życiu jest aż za dużo ironii. Zaczęłam spotykać się z chłopakiem, którego znałam już od bardzo dawna. Teraz nasza relacja nie do końca jest przyjacielska, raczej to coś więcej.To tak dziwne mieć porównanie jak ktoś wyglądał i zachowywał się pięć lat temu a jak teraz. Jak życie musiało się potoczyć abyśmy znów się spotkali?
     Kilka dni temu, pierwszy raz od dawna, szczerze i dość boleśnie rozmawiałam, o tym co się u nas zmieniło. Z kim? Z kimś, kto kiedyś był jedną z dwóch osób, które bardzo dobrze znałam. A wczoraj spotkałam- muszę przyznać, w mało sprzyjającym mi stanie upojenia - mojego przyjaciela z bardzo wczesnego dzieciństwa. Wszystko w tym samym czasie! 
Zdałam sobie sprawę, że teraz, gdy niebawem będę dorosła, zaczęłam mieć dużą styczność z przeszłością. Jest tylko jedna zasadnicza różnica: wtedy się od nich różniłam, teraz jestem taka sama. Zaczęłam robić rzeczy, o których nigdy bym się nie podejrzewała. Może te znaki z przeszłości chcą mi powiedzieć, że za bardzo zbłądziłam i teraz mam czas na wrócenie na właściwe tory? Czy też należy połączyć przeszłość z przyszłością ?



Wiem, że to głupie, ale nie sądziłam, że dożyję momentu, w którym teraz jestem - że stanę się pełnoletnia, potem wyjadę na studia i wreszcie uwolnię się od wszystkiego z czym zmagam się od urodzenia: rodzinnego domu. Boję się tylko, że będę musiała zapłacić dużą cenę, którą będzie zerwanie kontaktu z przyjaciółmi. 
Różne miasta, odmienne kierunki studiów. Właśnie! Dojdą do tego studia i łączenie pracy z uczeniem się i wchodzeniem w dorosłe życie, którego obawiam się od zawsze. Będę musiała spoważnieć i stać się odpowiedzialna, zacząć myśleć dojrzale. Prawda jest taka, że cholernie tego nie chce. Najgorsze jest to, że nawet nie widzę w tym sensu. Mam dorosnąć, aby coś osiągnąć? Widzieć tylko pieniądze, prace i czerń tego świata? Brak chęci zmiany, chęci bycia zmianą. Nieustannie narzekać, jaki to ten świat i ludzie w nim.  
Ci, którzy mnie znają dobrze wiedza, jaka jestem. A reszta? Chciałabym, żeby to zobaczyli, ale nigdy tego nie zrobią.
Mam zakochać się w kimś odpowiednim? Tylko że zwyczajnie nie umiem i nigdy tego nie czuje. 
Mam założyć rodzinę? Tego nie chcę najbardziej w świecie, bo nie mam wygórowanych ambicji, jak matka. Nie chcę wychować swojej córki, lepiej niż moi rodzice mnie. Mam tylko obawy - obawy, że mogłabym zniszczyć ją tak bardzo, jak moja mama mnie.
Żyć sobie spokojnie a po 30-stce wyglądać jak otyła niezadbana i niespełniona matka?
  Wiem - brzmi to dość stereotypowo, ale widzę to wszystko na każdym kroku. Być może chodzę po złych miejscach lub ciągle krążę w kółko. Jeśli tak, to mam nadziejże, że kiedyś dojdę gdzieś dalej. Na chwile obecną pisze o tym, co widzę. 
Nie chcę tego - chcę zatrzymać czas; na nowo przeżywać te same; dni znać je na pamięć; naprawiać błędy i cieszyć się pięknem chwili; nie ruszać się z punktu, w którym jestem, bo posiadam w nim chwiejna, ale jednak nadal stabilizację. Wiem, że potem zostanie tylko sen i wspomnienia przeszłości. Ból teraźniejszości i nieubłagana przyszłość, której nawet swym okiem marzyciela nie umiem dostrzec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz