wtorek, 25 grudnia 2018

'Jeśli w jakiejś odległej przyszłości znowu się spotkamy - choć nasze drogi się rozeszły - uśmiechnę się do ciebie z radością i będę wspominał lato pod drzewami, kiedy to uczyliśmy się nawzajem zakochani w sobie. I może przez krótką chwilę ty poczujesz to samo i też uśmiechniesz się do wspomnień, które na zawsze pozostaną naszą wspólną własnością,,

     Mam dziwne wrażenie, że robię się bardzo monotematyczną pisząc nieustannie wokół jednego tematu. Chociaż, skoro w telewizji ciągle jest polityka, a na instagramie połowa osób jest wręcz taka sama, to ja mogę sobie pisać o tym, czego mi brak? Aczkolwiek to raczej zasługa tych, którymi się otaczam - najcudowniejszych ludzi, jakich mogłam poznać. Tych, których prócz dużego spożywania alkoholu, charakteryzują złe decyzję co do lokowania uczuć.
     Prócz wiary w przyjaciół mam jeszcze jedną: nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, a każdy człowiek został postawiony na naszej drodze, aby ją ukształtować. Nawet kiedy podejmujemy przez niego szereg złych wyborów. Ale no litości! Ileż można?! Próbowaliście kiedyś przemówić do rozsądku komuś zakochanemu? Właśnie. Macie świadomość, że to stokroć gorsze od rozmowy ateisty z księdzem lub między popierającym PiS a kogoś kto jest za inną partią?

''Całe moje pokolenie pogrążone w narkotykach" 

Dodałabym jeszcze "lub w oczach narkomanów". Nie wie, czy to kwestia małego miasteczka, w którym mieszkam czy tego, że wybór potencjalnych związków jest dość ograniczony, a jakieś 80% to obecni byli, czy nawet przyszli narkomani? Choć bardziej wypadałoby zapytać: co takiego w nich jest, że ciągną do siebie jak promocje w Lidlu? Lubie tanie zakupy... i znam też odpowiedź z własnego doświadczenia. Chęć uratowania kogoś; bycia nie dziewczyną, a wybawcą. Zresztą, nie ma nic piękniejszego niż otwieranie oschłego, bluzgającego na świat zamkniętego w sobie człowieka. Słyszymy jak pięknie opowiada o miłości do nas. Ludzie wierzą w Boga, choć nie ma żadnych konkretnych dowodów na jego istnienie. Co więc dziwnego w dziewczynie wierzącej w chłopaka? Piękna i szlachetna wizja... jednak W Y N I S Z C Z A J Ą C A.






      kiedyś w końcu znajdują kogoś innego, a wszystkim dokoła wydaje się, że tamten chłopak został tylko wspomnieniem. Do momentu, w którym rzeczone wspomnienie powraca... Wiecie czemu, jest to tak wyjątkowo trudne? Łączy się nie tylko ze złamanym sercem, ale także ze strachem co teraz może mu się stać oraz z z poczuciem winy, że mogłyśmy kogoś zmienić, a zwyczajnie się poddałyśmy; nie dałyśmy rady. Chcemy wrócić, bo nie możemy sobie wybaczyć, nawet gdy znalazłyśmy szczęście w kimś innym. Trudno się z tym pogodzić. Naszym narkotykiem stał się tamten człowiek. Chcemy cały czas próbować i odkrywać co nowe; zobaczyć, jak spędza czas, co nim kieruje. Jakim cudem ma tak lekkie podejście do życia, kiedy nas wszystko zamartwia?
     Chciałabym powiedzieć, że nie warto zakochiwać się w kimś takim. Każde uczucie, jakie możemy dostać od drugiego człowieka, w pewnym momencie naszego życia jest tylko tym, czego potrzebujemy. A nikt nie jest w stanie dać nam go lepiej niż ktoś, kto stracił w życiu wszystko, a my mu to wszystko rekompensujemy. Trzeba tylko w dobrym momencie się otrząsnąć i całą wiarę w tego człowieka mu oddać. Jestem pewna,ż e będzie siedzieć z rodziną w domu, przypomni mu się twoja imię, dzięki któremu jest tam, gdzie jest, że nie spadł na dno kilka lat temu. W życiu każdej kobiety musi być miłość, która ją zabolała lub boli wciąż, ale odmieniła drugą osobę. Do tego dąż, bądź zmianą, a nie drugą matką.



niedziela, 23 grudnia 2018

"Uczucia to coś, czego nie można się wstydzić. Uczucia to coś, czym w tym świecie można się pochwalić."

Pamiętam, jak w wieku 11 lat (mam wrażenie, że te urodziny przeżywałam bardziej niż 18) poszłam z ciocią na film Hannah Montana. Długo potem myślałam sobie, o tym, jak super może być życie nastolatki! Będę mieć świetne przyjaciółki i chłopaka... no cóż, chyba tylko to pierwsze wyszło...
Wracając - kiedyś pojadę na wieś do babci i zwróci tam na mnie uwagę najprzystojniejszy chłopak i później, gdy wrócę do swojego miasta, będę o nim nieustannie myśleć...
*zacięta płyta*
Do momentu, w którym okaże się, że widywaliśmy się w lato, ale kiedy nie dałam rady przyjechać, on znalazł dziewczynę i planuje z nią ślub.... później będę niezwykle smutna do czasu, w którym przyjaciółki wezmą mnie na imprezę, abym zapomniała, tam wypije za dużo i prześpię się z randomowym chłopakiem.





Nie będę mogła sobie tego wybaczyć, bo kilka dni później farmer napisze, że to jednak mnie kocha lub, że gdy pójdę do szkoły średniej, to przez pierwszy rok będę smutną szarą myszką, która podkochuje się w najprzystojniejszym chłopaku w szkole, a on nie ma pojęcia, o jej istnieniu. Do czasu, w którym przez wakacje wydorośleje i nabiorę pewności siebie, będę szła korytarzem i przewrócę się z książkami i on je pozbiera razem ze mną, nasze ręce się dotkną, spojrzenia spotkają, a później będzie tylko wymienienie numerów i randka. Wielkie szykowanie, stres i niedowierzanie. Będziemy razem, odkryję życie tej znienawidzonej w środku, a na zewnątrz uwielbianej popularnej dziewczyny.
Zgadnijcie co!
Dokładnie nic, a nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Nawet nie biorąc pod uwagę tych filmowych historii zastanawiam się, czy to kwestia tego, że faceci XXI wieku tak bardzo boją się tych dziewczyn, które nie spełniają bieżących standardów? Może w ten sposób liczą na plan działania niewymagający nawet prasowania koszuli, bo nic poza drogą bluzą i butami nie będzie potrzebne? Bo teraz możemy wyróżnić dwa typy: skrajnych dupków, z których debilność wychodzi wcześniej lub później i tych, którzy ograniczają się do machania na fb i maczowania każdej ładnej buzi... lub raczej dupy na Tinderze. A powierzchowne ocenianie to jakiś chleb powszedni. Najgorsze w tym jest, że to tak piękne i proste, a tak bardzo nierealne. Nie mam pojęcia skąd reżyserzy biorą pomysły na filmy o miłości. Chyba są one równie wymyślone, jak te, o wróżkach..
      Dużo rzeczy w życiu mi wyszło. W sumie, to na razie wszystko względnie jest dobrze, ale bardzo dobija mnie fakt braku miłości, która robi z nas idiotów i zabiera całe nasze skupienie. Dziwnie to zabrzmi, ale nie marze o niczym innym jak o tym, by przez cały boży dzień myśleć o jednej osobie. Tak, wiem, odrobinę żałosne, ale jakie człowiecze! Niestety, przez to dochodzi u mnie do złudnych nadziei i za dużej ufności. Często gdzieś wyjeżdżam i później spotykam tego przysłowiowego najprzystojniejszego farmea; robię sobie złudne wyobrażenia, a później farmer okazuje się jakimś wędkarzem... żeby chociaż wędkarzem...

piątek, 21 grudnia 2018

‘’Cokolwiek zrobiłaś wcześniej jest częścią i tego kim jesteś teraz i ja jestem za to wdzięczny,,.

Boję się wielu, oj wielu, rzeczy.
Codziennie odczuwam strach przed różnymi sytuacjami, ludźmi, przebiegiem dnia, tego co dziś się wydarzy, czy uda mi się przeżyć dzień z jak najmniejszym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym.
Chyba nic w tym dziwnego, bo jest to taki dość wrodzony strach, który równie jak szybko się pojawia, tak znika. Ale co z tym czego boje się od kiedy w miarę zaczęłam myśleć?
Przyszłość
      Można to nazwać rozchodzącymi się drogami? Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale nawet nie mamy pojęcia jak duży wpływ ma na nas dzieciństwo i to, co podczas niego przezywaliśmy. 
Ostatnimi czasy w moim życiu jest aż za dużo ironii. Zaczęłam spotykać się z chłopakiem, którego znałam już od bardzo dawna. Teraz nasza relacja nie do końca jest przyjacielska, raczej to coś więcej.To tak dziwne mieć porównanie jak ktoś wyglądał i zachowywał się pięć lat temu a jak teraz. Jak życie musiało się potoczyć abyśmy znów się spotkali?
     Kilka dni temu, pierwszy raz od dawna, szczerze i dość boleśnie rozmawiałam, o tym co się u nas zmieniło. Z kim? Z kimś, kto kiedyś był jedną z dwóch osób, które bardzo dobrze znałam. A wczoraj spotkałam- muszę przyznać, w mało sprzyjającym mi stanie upojenia - mojego przyjaciela z bardzo wczesnego dzieciństwa. Wszystko w tym samym czasie! 
Zdałam sobie sprawę, że teraz, gdy niebawem będę dorosła, zaczęłam mieć dużą styczność z przeszłością. Jest tylko jedna zasadnicza różnica: wtedy się od nich różniłam, teraz jestem taka sama. Zaczęłam robić rzeczy, o których nigdy bym się nie podejrzewała. Może te znaki z przeszłości chcą mi powiedzieć, że za bardzo zbłądziłam i teraz mam czas na wrócenie na właściwe tory? Czy też należy połączyć przeszłość z przyszłością ?



Wiem, że to głupie, ale nie sądziłam, że dożyję momentu, w którym teraz jestem - że stanę się pełnoletnia, potem wyjadę na studia i wreszcie uwolnię się od wszystkiego z czym zmagam się od urodzenia: rodzinnego domu. Boję się tylko, że będę musiała zapłacić dużą cenę, którą będzie zerwanie kontaktu z przyjaciółmi. 
Różne miasta, odmienne kierunki studiów. Właśnie! Dojdą do tego studia i łączenie pracy z uczeniem się i wchodzeniem w dorosłe życie, którego obawiam się od zawsze. Będę musiała spoważnieć i stać się odpowiedzialna, zacząć myśleć dojrzale. Prawda jest taka, że cholernie tego nie chce. Najgorsze jest to, że nawet nie widzę w tym sensu. Mam dorosnąć, aby coś osiągnąć? Widzieć tylko pieniądze, prace i czerń tego świata? Brak chęci zmiany, chęci bycia zmianą. Nieustannie narzekać, jaki to ten świat i ludzie w nim.  
Ci, którzy mnie znają dobrze wiedza, jaka jestem. A reszta? Chciałabym, żeby to zobaczyli, ale nigdy tego nie zrobią.
Mam zakochać się w kimś odpowiednim? Tylko że zwyczajnie nie umiem i nigdy tego nie czuje. 
Mam założyć rodzinę? Tego nie chcę najbardziej w świecie, bo nie mam wygórowanych ambicji, jak matka. Nie chcę wychować swojej córki, lepiej niż moi rodzice mnie. Mam tylko obawy - obawy, że mogłabym zniszczyć ją tak bardzo, jak moja mama mnie.
Żyć sobie spokojnie a po 30-stce wyglądać jak otyła niezadbana i niespełniona matka?
  Wiem - brzmi to dość stereotypowo, ale widzę to wszystko na każdym kroku. Być może chodzę po złych miejscach lub ciągle krążę w kółko. Jeśli tak, to mam nadziejże, że kiedyś dojdę gdzieś dalej. Na chwile obecną pisze o tym, co widzę. 
Nie chcę tego - chcę zatrzymać czas; na nowo przeżywać te same; dni znać je na pamięć; naprawiać błędy i cieszyć się pięknem chwili; nie ruszać się z punktu, w którym jestem, bo posiadam w nim chwiejna, ale jednak nadal stabilizację. Wiem, że potem zostanie tylko sen i wspomnienia przeszłości. Ból teraźniejszości i nieubłagana przyszłość, której nawet swym okiem marzyciela nie umiem dostrzec.

czwartek, 20 grudnia 2018

"Największą motywacją do życia, jest świadomość, że gdzieś tam jest ktoś, kto widzi w Tobie więcej niż Ty sam w sobie widzisz."

Czasami dochodzę do wnioku, że najbardziej na świecie nie rozumiem tych, z którymi go tworze - ludzi. Teoretycznie od zwierząt odróżnia nas zdolność myślenia. No cóż, w wielu przypadkach łatwo można to podważyć.
 Zacznijmy od tego, co zawsze; czegoś co w definicji powinno zawierać: "Podczas tego stanu, myślenie pozostaje w spoczynku". Mowa o miłości. Chociaż... w moim przypadku do matematyki to też dość mocno pasuje. Chyba jedyne co może ją łączyć w każdym możliwym przedstawieniu w filmach, książkach i życiu, to fakt, że bohaterowie nie myślą i nie uczą się na błędach.

      Podejście do miłości jest największą hipokryzją, która tylko może się ukazać. Dajemy dobre rady przyjaciołom; obgadujemy znajome, które nie wiadomo jak beznadziejnie postąpiły; użalamy się nad postaciami z filmów i seriali "Dlaczego tak zrobili?", kiedy sami zachowujemy się jak gwiazdy „Dlaczego Ja”.



Mam wrażenie, że cała ta ekscytacja, podniecenie i wyłączenie logicznego myślenia, wynikają z tego, że to uczucie, a także wszystko się w okół niego kręci, na wszelkie możliwe sposoby jest idealizowane i stawiane na piedestale. Każdy chyba przeżył tę sytuację z ciocią na imieninach babci, która mogłaby zapytać o wszystko, ale i tak pierwszym pytaniem będzie: "I jak masz już kogoś?".
Panuje chyba wokół niego otoczka pewnej legendy. Kiedy w liceum przerabiamy romantyzm, aż mamy ochotę cierpieć jak jego twórcy i bohaterowie, bo bez tego mamy wrażenie, że coś nas omija. Tutaj pojawia się ten absurd egzystencjalny: chcemy kochać, ale i niestety musimy też cierpieć.
"Bo kto nie doznał goryczy ani razu ten nie dozna słodyczy w niebie..."


Jestem skłonna postawić twierdzenie, że w kwestii miłości, tym samym młodości, każdy musi mieć tą pierwszą, niespełnioną i prawdziwą. Najgorszym, co może być to, gdy pierwsza i druga okazują się tymi samymi (tylko z pozoru). Wtedy kompletnie porzucamy swoja godność i usilnie próbujemy kogoś odzyskać nie patrząc na to, jak bardzo nas krzywdzi, jak bardzo nas nie chce. Zapominamy całkowicie o swoje wartości i o tym, że to kwestia czasu nim znajdziemy kogoś nowego. Wtedy i chyba tylko wtedy, jesteśmy w stanie zrozumieć całą desperację kobiet, która widziałyśmy wcześniej…





      Lub relacje z góry skazane na porażkę, kiedy wszyscy mówią, że wam się nie uda, ale ty usilnie chcesz spróbować a tak naprawdę tracisz tylko czas. Dlaczego? Dla tych kilku chwil radości. Czy nasza desperacja sięga aż tak głęboko, że postanawiamy porzucić nasze standardy i udawać uczucie lub raczej wmawiać je sobie? Czy to kwestia gry, którą robimy życie? Dziwnej praktyki? A może tego, że jednak na coś liczymy? Uważany, że możemy kogoś zmienić lub że ktoś zmieni nas?

Nie jestem osobą uważającą się za kogoś, kto przeszedł w życiu tak wiele, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć. Ani też kimś, kto choćby w najmniejszym stopniu wie o co w nim chodzi i jaki ma sens. Ale gdybym miała podać ogólną tezę, która by je definiowała lub przynajmniej mogłaby pretendować do definicji, jest fakt, że jest ono najbardziej nieprzewidywalną rzeczą, jaką tylko możemy sobie wyobrazić. Nnas ludzi łączy to, że sami nie wiemy, dlaczego coś robimy; emocje niestety - lub może bardzo dobrze - mają to do siebie, że ich piękno tkwi w braku zrozumienia. Nie warto więc myśleć, analizować, wystarczy po prostu działać i pamiętać, że kilka chwil szczęścia są warte więcej niż lata bez niego.

“Miłość - prozaicznie proste słowo. Chociaż powinno zawierać wszystkie ó,u,ż,rz i ą z ę. Bo tak przeciętnie łatwo to napisać. Dużo trudniej stworzyć,,


     Słyszał o niej każdy - tak jak każdy widział ją na filmach. Tyle że jak z nią jest naprawdę? Chyba zbyt filozoficzne pytanie; bo co do odpowiedzi na nie, nawet najpiękniejsze umysł, łącznie z moim oczywiście, mogłyby się głowic i sądzę, że bezskutecznie.

Może od początku - bo wtedy i ona jest najpiękniejsza, a i wypowiedź odrobinę konkretniejsza. Gdy się zaczyna, wszystko staje się inne, a nawet świat nastolatków pogrążony w narzekaniu i depresji staje się wreszcie piękny. Niewinne z początku spotkania w grupach znajomych, a później tylko coraz częstsze zbliżanie się do siebie, pierwsze przytulenie na przywitanie i pożegnanie, a potem to stopniowe łamanie swojej strefy komfortu i tworzenie wspólnej. Pomimo ciągłego narzekania na nasze pokolenie, te aspekty były, są i będą takie same, zupełnie jak dziwki i księża.






Więc o co tak dokładnie chodzi? Mogłabym wyciągnąć statystyki dotyczące wzrostu rozwodów i spadku małżeństw na przełomie ostatnich lat. Tylko po co, skoro każdy z nas ma oczy, nawet jeśli są ciągle wpatrzone w komórkę? Ostatnio staram się troszeczkę bardziej interpretować relacje damsko- męskie, przez co zaczynam wyciągać wnioski i snuć teorie…. Coś na wzór, iż gdy się czegoś nie potrafi, zaczyna się tego uczyć innych, chyba sami wiecie co mam na myśli, w końcu znacie dużo nauczycieli ze szkolnych lat. ..

Zdaje sobie sprawę, że zabrzmi to zabawnie i z ręką na zimnym sercu, pozwalam się śmiać, ale amerykańskie filmy przedstawiają zawsze uczucie, o którym już od jakiegoś czasu pisze w sposób tak cudowny (i zarazem dołujący dla widzek, samotnych widzek, oczywiście), że aż niemożliwe, ktoś musiał to przeżyć! No chociaż o tym usłyszeć! Choć ja z reguły, gdy słyszę o związkach lub, ekhem, opowiadam o nich, to mam wrażenie, że tylko bluzgający raperzy co do miłości mają rację.

Pomimo chujowości miłości, najbardziej dobija mnie fakt, że za jakieś 4 miesiące będę mieć 18 lat. Jak dla mnie, prócz braku problemu kupienia papierosów, nic za bardzo się nie zmieni. Tylko pewnych rzeczy i uczuć już zwyczajnie nie przeżyje.
Nie zakocham się w chłopaku z plaży poznanym na wyjeździe nad morze z rodzicami. potem nie wymknę się z nim na imprezę i wrócę pijana od jednego piwa. Ale przed tym, przeżyje swój pierwszy idealny, choć beznadziejny pocałunek. Lub nie będę tak niewinna i naiwna zarazem, że gdy już poznam kogoś z mojego miasta i powie mi, że jestem piękna gdy będziemy u niego sami w domu leżeć przytuleni. Ja wtedy stwierdzę, że jest idealny i będziemy do końca życia. Bo jak może być inaczej, skoro czuje się przy nim tak cudownie i wyjątkowo? Moje opowieści z przyjaciółmi nie będą zaczynać się, od "... i wiecie co? Byliśmy w parku, a on chwycił mnie za rękę!".

Teraz pozostają mache na tinderze i nowi znajomi wysyłający softy na snapie; randki w barze, ewentualnie macanie po klubach; stawianie się zbyt łatwą i dostępna po zbyt dużej ilości alkoholu. Pomimo życia w tej epoce, która jest parodią wszystkich, nie będę się godzić na stracenie dziewictwa przez pierwszego lepszego faceta z klubu, czy też na tracenie młodych lat na kogoś, kto ma zwyczajnie być, bo ja nie potrafię sama?
 Dobra, odrobinę zbyt pesymistyczna wizja świata. Tylko co się nią dziwić, skoro otaczają nas faceci, którzy w środku są chłopcami i myślą, że tylko będąc złymi mężczyznami coś osiągną, u tych kobiet, do których potem lub od początku nie mają szacunku?