Tak naprawdę jest ich znacznie więcej, ale dziś skupie się na tym jednym.
Często podróżuje, ale prócz tego, że się w kimś zakochuje… i rok robimy w tydzień… Bardzo często poznaje niesamowite osobowości. Nie wiem, czy moja ekscytacja wynika z tego, że w pobliżu nie mam ich tak wiele, czy też dlatego, że to inne miejsce, brak rodziny i pierwotnego otoczenia wyzwala, otwiera oraz wyłącza hamulce. Tylko smutne jest to, że trwają tydzień, później znikają bezpowrotnie, a technologia XXI wieku nie ułatwia tego zadania. Widzimy relacje, posty na portalach społecznościowych, które nie dość, że w każdy przypadku są wyidealizowane, to na dodatek ich autor jest dla nas sam w sobie idealny.
Jedyne co w tym piękne, to to, że moja osoba coś zrozumiała, czegoś się nauczyła i pewne rzeczy stały się inne, a dalsze odkrywanie i poznawanie gorszych cech już mi nie grozi. To zupełnie tak jak z idolem, którego kochamy. Gdy spotkamy go na żywo, nasze rozczarowanie sięga zenitu.
Gdyby miłość była człowiekiem sądzę, że za każdym razem, kiedy siadam do pisania, miałaby czkawkę. Uważam, że jest ona na tyle skomplikowana, że nie będzie czekać na nas za rogiem. Co za tym idzie, będziemy musieli bardziej postarać się z jej znalezieniem. Brzmi to dość logicznie, bo czy naprawdę wierzymy w to, że nasza "druga połówka" będzie w tym kilkutysięcznym miasteczku? Nic więc dziwnego, że niektórzy z nas starają się się jej pomóc. Pomaganie brzmi lepiej niż desperackie szukanie.
Moja przyjaciółka poznała faceta na Tinderze.
Nawet po mądrym wstępie tak dużo może zmienić jedno zdanie! Z początku chodziło tylko o bezuczuciowy seks, to prawda. Gdy tylko zaczęła o nim mówić, wiedziałam,że to coś więcej. Tyle że już się nie odezwał, a na pewno nie tak, jak powinien. Nie rozumiem jak to się dzieje, że jesteśmy kimś zafascynowani a on nami niespecjalnie. Wystarczy jedno spotkanie abyśmy mieli miejsca, zachowania i smaki przypominające tylko tę jedną osobę. Tak bardzo nieświadoma tego, że ilekroć wchodzi do naszego, nie wiadomo jak dobrze poukładanego, życia, nawet najmniejszym ruchem ze swojej strony potrafi całkowicie wywrócić je do góry nogami. Swym ideałem krzywdzi nas doszczętnie, bo wiemy, że drugiej takiej nie spotkamy, a w każdym potencjalnie innym widzimy nie tyle, co wady, ale różnice i porównania do tego pierwszego, jedynego. Z jednym tylko argumentem wyjaśniającym wszystko: ,,to nie on'.
Małżeństwa, które po dłuższym czasie są budowane już tylko z jednej strony, bo druga już nie ma ochoty stwarzać pozorów i się starać. Długoletnie związki, w których ta jedna strona ewidentnie kocha bardziej lub… już tylko ona kocha. Czy mamy aż taki problem z wyrażaniem uczuć? Robimy to dla swoje wygody? Bo odchodzenie jest zwyczajnie trudne ? Lubimy się do czegoś przyzwyczajać, a nie uczyć i zaczynać od nowa? Niby irytuje nas praca, to co w niej robimy, ile zarabiamy.
Zdajemy sobie sprawę, że jeśli się wysilimy - znajdziemy coś lepszego.
Tylko zwyczajnie nam się nie chce znów wszystkiego uczyć i wszystkim
podlizywać. Dla wygody zostajemy. Zupełnie przestając myśleć, że wiek
emerytalny, prędzej nasz przeżyję niż my jego...
Może to wina tego, że teraz wszystko ma swój schemat, a miłość oraz ludzie są inni i niestety nie możemy ich sklasyfikować? Gubimy się przez to, że nikt nie powiedział nam jak ją tworzyć lub co gorsze, ktoś powiedział nam tylko, jak ma wyglądać.
"Z obcokrajowcem?!"
"Jak to 30 lat i bez ślubu?!"
"Dlaczego tylko jedno dziecko?!"
"Czy on jest niewierzący?!"
A świat, o dziwo nawet w Polsce, pod niektórymi względami idzie naprzód.
Musimy iść dalej nawet gdybyśmy mieli zawrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz